w weekend z współlokatorką byłyśmy na spacerku. dziś już wiem że to były ostatnie pogodne, jesienne dni. niestety hamburg wrócił do swej normalnej aury - czyli wilgotno, mży lub pada, standardowa wilgotność powietrza to 70% - 80% i więcej ;( można się przyzwyczaić pod warunkiem że ktoś nie przywiązuje wagi do misternej fryzury, bo wtedy zużycie lakieru może doprowadzić do bankructwa ;)))

ale wróćmy do spacerku, by zrobić fotki widoczne obok wystarczyło przejść od domu jakieś piętnaście minut ;) uważni dopatrzą się owiec i kaczek. o ile kaczuchy mogą nie dziwić, to owce w centrum miasta raczej nie należą do codzienności ;) to jedna ze specyficznych cech tego miasta: z jednej strony szklane, ogromne konstrukcje wybudowane tuż przy kolosalnych, zasiedziałych budowlach ceglanych, a z drugiej całe połacie zabudowane domkami z ogrodami a między nimi np. stadnina koni. taki groch z kapustą tu panuje. każda dzielnica jest jakby oddzielnym miasteczkiem. może to i urokliwe ;) problem jeżeli chce się coś załatwić parę dzielnic dalej, podróże pochłaniają masę czasu.
znów zboczyłam z tematu spacerowego ;) przyniosłyśmy całą torbę kasztanów, a że na robienie ludzików raczej jesteśmy za stare ;) trzeba było zrobić im jakiś pojemnik. tak powstała patera z wikliny papierowej, niesymetryczna (bo dla mnie symetria jest trochę nudna), podmalowana na biało, nie za duża nie za mała, w owalu 24 x 28 cm, ale dzielnie pomieściła wszystkie dobroci jesieni. a że trochę elektryczności przy tworzeniu było, bo na początku nie mogłam się dogadać z papierowymi badylami (to moja pierwsza misa i raptem drugi wyrób z wikliny papierowej), a potem wielka radość kiedy się udało, to dla odprowadzenia nadmiaru wrażeń zafundowałam sobie palemkę na głowie ;))))
bez obaw, na co dzień wyglądam normalnie ;))))
dość tego pisania, to chyba najdłuższy post w historii tego bloga ;)))))
Serdecznie pozdrawiam, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słówko ;)